Jak co roku dzień przed wigilią wybrałam się razem z moją mamą i pięcioletnią córką na świąteczne zakupy do centrum handlowego. Chciałam jak najszybciej załatwić wszystkie sprawy, bo nie ukrywam, że nie przepadam za za przygotowaniami do świąt. Zawsze mnie to męczyło. W pewnym momencie moja córka zauważyła Mikołaja, z którym można było zrobić sobie zdjęcie. Podbiegła do niego i bez wahania usiadła mu na kolanach. Znam moją córkę i wiedziałam, że szybko jej stamtąd nie odciągnę. -Mamo, mamo! Zrób mi fotkę!- krzyknęła uradowana. Nieco poirytowana wyciągnęłam telefon i pstryknęłam kilka zdjęć. -Tak to już jest z dziećmi - roześmiała się mama. - Nie wiem, co ona widzi w tym Mikołaju. Zawsze skacze na jego widok- westchnęłam. - Wiesz...Kiedy byłaś w jej wieku, na widok tego brodatego dziadka uśmiech od razu pojawiał się na twojej twarzy. Podbiegałaś do każdego, jakiego zobaczyłaś na mieście- wspominała z rozrzewnieniem mama. Gdy moja córka w końcu pożegnała się z Mikołajem, mogłyśmy wrócić do domu.
Późnym wieczorem otulone ciepłym kocem usiadłyśmy z mamą przy kominku, popijając herbatkę z cytryną. Mogłyśmy wreszcie chwilę odetchnąć. - Jestem padnięta. Z roku na rok przygotowania do świąt coraz bardziej mnie męczą. Mama uśmiechnęła się lekko, wstała i sięgnęła na półkę z książkami. Usiadła obok z dawno zapomnianym albumem rodzinnym. Na pierwszym zdjęciu byłam ja w wieku mojej córki. Stałam przy choince i trzymałam za rękę świętego Mikołaja.
Nagle jak w kalejdoskopie zaczęły wracać wspomnienia z mojego dzieciństwa...
Tradycyjnie dzień przed wigilią wybierałam się z rodzicami na świąteczne zakupy. Oczywiście, tak jak mówiła mama, zawsze musiałam zaczepić każdego napotkanego po drodze Mikołaja. Już wtedy nie przepadałam za zakupami. Obładowani po uszy wszelkimi rzeczami niezbędnymi do wigilijnej wieczerzy wracaliśmy do domu późnym popołudniem. Gdy wchodziłam do kuchni, od progu unosił się korzenny zapach świeżo upieczonych przez babcię pierniczków. Ach! Tyle przepysznych ciast i potraw znajdowało się na kuchennym stole. Jedynym minusem było to, że nie mogłam spróbować niczego przed wigilią, bo budziło to złość mojej babci tradycjonalistki. Wreszcie przychodził najbardziej wyczekiwany przeze mnie dzień w roku- Wigilia Bożego Narodzenia. Oczywiście od rana do wieczora wszyscy musieliśmy pościć. Razem z tatą ubieraliśmy choinkę, a mama z babcią kończyły przygotowania na przybycie gości. Gdy dopięły wszystko na ostatni guzik, zaczęła zjeżdżać się cała rodzina. Wszystkie ciotki, wujostwo, cioteczne rodzeństwo...W każde święta nasz dom zawsze był wypełniony ludźmi. Sianko pod obrusem było znakiem tradycji, a zapach żywej choinki unosił się po całym domu. Tata włączał magnetofon i cichutko puszczał kolędy, nucąc przy tym pod nosem.Na każdego czekało miejsce przy oświetlonym przez wigilijną świecę stole. Zgodnie z tradycją jedno z nich zawsze pozostawało puste. W tamte święta oczekiwaliśmy przybycia jednego z członków naszej rodziny. Syn ciotki Heleny był żołnierzem i od kilkunastu miesięcy przebywał na wojnie w Afganistanie. Wszyscy tęskniliśmyi mieliśmy nadzieję, że w końcu do nas wróci. Ciotka co chwila spoglądała w stronę drzwi. Po pojawieniu się pierwszej gwiazdki na niebie odmówiliśmy modlitwę, a następnie zaczęliśmy składać sobie nawzajem życzenia i dzielić się opłatkiem. Gdy miało zostać podane pierwsze danie, nieoczekiwanie zadzwonił dzwonek. W pokoju nastała martwa cisza. Wszyscy skierowali wzrok na drzwi wejściowe znajdujące się naprzeciwko stołu. W końcu ciotka Helena, która akurat stała najbliżej, otworzyła je. Ktoś powiedział do niej: -Wesołych Świąt mamo! To był Michał, mój cioteczny brat, który właśnie wrócił z wojny. Zapłakana, ale szczęśliwa matka rzuciła mu się na szyję. Wszyscy poderwali się ze swoich miejsc i ruszyli się z nim przywitać. Radości nie było końca. Nieoczekiwany gość został przez każdego wyściskany i wycałowany. -Obiecałem, że wrócę, więc jestem. Chciałem zrobić wam niespodziankę i widzę, że mi się udało - powiedział. W końcu przyszedł czas, abym i ja przywitała się z kuzynem. Trudno było mi go nawet złapać za rękę, bo byłam przecież najmniejsza ze wszystkich, a Michał został otoczony przez całą rodzinę. Zrezygnowana i smutna zmierzałam do stołu, ale on zauważył to, podniósł mnie i mocno przytulił. W jego oczach dostrzegłam łzy radości. Szczęśliwi usiedliśmy na swoich miejscach. Puste miejsce zajął nasz dzielny żołnierz. Po wieczerzy wigilijnej w pełnym rodzinnym gronie zaśpiewaliśmy razem kilka kolęd, w tym moją ulubioną "Bóg się rodzi".Pamiętam, że śpiewałam najgłośniej ze wszystkich. Goście zabawili u nas dłużej niż zwykle. O północy wszyscy wybraliśmy się na pasterkę. Padał gęsty śnieg, zamarznięty lód chrzęścił pod nogami.Do domu wróciliśmy bardzo późno, więc gdy tylko przyłożyłam głowę do poduszki, od razu zasnęłam. Rano uświadomiłam sobie, że jest Boże Narodzenie, czyli czas kiedy święty Mikołaj odwiedza dzieci. Szybko zbiegłam na dół i ujrzałam pod choinką masę prezentów. Uradowana rozpakowałam swoje. Po chwili podeszła do mnie babcia, usiadła na fotelu i uśmiechając się, patrzyła na moją radość. Zapytałam, co ona dostała w prezencie. Po jej policzku spłynęła łza. - Wiesz wnusiu... Najpiękniejszym podarunkiem w te święta był dla mnie szczęśliwy powrót do domu mojego najstarszego wnuka- odparła, wycierając zapłakaną twarz.
-A pamiętasz to?- Z transu wyrwał mnie głos mamy. Wróciłam do rzeczywistości. Pokazywała właśnie zdjęcie, na którym widać było przewróconą choinkę. Roześmiałam się głośno. - Jak mogłabym zapomnieć? Przecież sama ją przewróciłam!- odpowiedziałam, śmiejąc się i trzymając za głowę. - Ach, jak te dzieci szybko rosną- westchnęła mama.- Za kilkadziesiąt lat to ty będziesz siedziała ze swoją dorosłą już córką w tym fotelu i wspominała dawne czasy. - Wiesz co mamuś? Masz rację. Święta to naprawdę wyjątkowy i magiczny czas. W końcu sama mi kiedyś powtarzałaś: ,,Najważniejsza rzecz w życiu to rodzina. Najpierw ta, w której się urodziłeś, potem ta, którą sam stworzyłeś"- uśmiechnęłam się lekko, spoglądając na moją śpiącą córkę.
„ |